Stefan Srebro nie był zdrajcą

Stefan Srebro nie był zdrajcą

2/7/2024

Poniedziałek, 14 stycznia 1946 r. koło Trzciany samochód ciężarowy Spółdzielni Żniwo z Dębicy zderza się z autem sowieckim. Tym drugim jadą żołnierze czerwonej armii, pierwszym funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Dębicy i Mielca. Rosjanie nie pytają jednak Polaków kim są – wywlekli z samochodu pomocnika szofera i zastrzelili. Podobny los spotkał funkcjonariusza UBP o nazwisku Szarek. Można powiedzieć, trafił swój na swojego.

Ale ofiarami podobnych zdarzeń bywali też ludzie, nie związani z władzą. Dzień później został zastrzelony przez żołnierzy sowieckich z oddziału telefonistów kwaterujący w Dębicy kolejarz Jan Malinowski. Temu ostatniemu próbowali pomóc żołnierze Wojska Polskiego, dwaj zostali postrzeleni.

Dwa tygodnie później, 30 stycznia 1946 r. do samochodu Sowietów, jadącego na wschód, wsiadł w Dębicy Adam Golonka, mieszkaniec Paszczyny. Żołnierze obrabowali go, udusili jeszcze w aucie i wyrzucili na szosie w Zawadzie. Świadkiem był Józef Flasza z Ropczyc.

To informacje z jednego tylko raportu, jakie do Krakowa przesłał Stefan Srebro, szef obwodu dębickiego Brygad Wywiadowczych, związanych ze zrzeszeniem Wolność i Niezawisłość. Za swą działalność zapłacił wysoką cenę. Kim był? Po wojnie jedną z najaktywniejszych postaci życia społecznego w Dębicy. Z grupą działaczy reaktywował m.in. Klub Sportowy Wisłoka, był jego pierwszym powojennym prezesem. W kronikach na Parkowej zachowała się informacja, że został zatrzymany przez NKWD i wywieziony na wschód, a jego dalsze losy nie są znane. Rzeczywiście, został aresztowany, ale przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Czas poznać te dalsze losy, odsłaniają je archiwa Instytutu Pamięci Narodowej.

Na czele biało-zielonych

Pochodził z Tarnowa, urodzony 30 czerwca 1909 r. Wykształcenie średnie, kawaler. Od 1934 roku podporucznik Wojska Polskiego (w rezerwie). Od września 1939 do maja 1940 r. należał do Związku Walki Zbrojnej w Tarnowie (był oficerem mobilizacyjnym), ale po aresztowaniu kolegów jego kontakt zerwał się i do wyzwolenia nie należał do żadnej organizacji.

Czy związał się z Dębicą przed wojną? To możliwe, że pracował już wtedy w Państwowych Przetwórniach Mięsnych, bo gdy tylko miasto przestało być linią frontu radziecko-niemieckiego w styczniu 1945 roku, znalazł się w grupie osób, zabezpieczających mienie zakładu.

Mieszkał wtedy przy ulicy Kolejowej 19. Prowadził tam małą restaurację, otwartą w godzinach popołudniowych. Jednocześnie pracował w PPM. To dlatego stanął na czele Wisłoki – ta firma była wtedy jedynym w miarę dużym zakładem, który uruchomił działalność i wziął biało-zielonych pod swoje skrzydła.

Spotkanie z Pawłem

To w tej restauracji po raz pierwszy spotkał się nieznanym mu mężczyzną, który przedstawił się jako Paweł. W rzeczywistości nazywał się Antoni Słabosz i był szefem Brygad Wywiadowczych WiN w okręgu Rzeszów. Zaproponował współpracę.

Stefan Srebro zgadza się na nią, przyjmuje pseudonim Platyna. Był wrzesień 1945 roku.

Został komendantem obwodu w Dębicy (kryptonim Dąb), a jego pierwszym zadaniem było zorganizowanie siatki informatorów. Celem było pozyskiwanie wiadomości ze wszystkich dziedzin życia w powiecie, zwłaszcza poczynań nowej władzy i jej sowieckich sojuszników.

Podczas kolejnego spotkania z Pawłem w Krakowie, Stefan Srebro otrzymał kontakty do dwóch informatorów: Józefa Gwoździa (ps. Tytus) i Kobylańskiego (ps. Roman). Zwłaszcza ten pierwszy, zatrudniony w magistracie w Ropczycach, pozyskiwał cenne informacje. Drugi niebawem wyjechał na zachód. Kolejnym współpracownikiem Stefana Srebro był Kazimierz Mielecki, którego sam zwerbował.

Po kilku tygodniach szefem okręgu rzeszowskiego BW został Mirosław Biliński (ps. Andrzej). Od stycznia 1946 roku do niego z Dębicy przekazywane były comiesięczne raporty.

Stefan Srebro angażuje się w tę działalność do marca 1946 roku, wtedy sam z niej rezygnuje. A raczej zawiesza, bo nadal pozostawał członkiem Brygad Wywiadowczych, chociaż nie przejawiał już żadnej aktywności. W konsekwencji na stanowisku kierownika obwodu zastąpił go Jerzy Gwóźdź.

Czy dotarły do niego informacje, że bezpieka depcze mu po piętach? Niewykluczone, po tym, jak jeden z leśnych oddziałów zamordował dwóch funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Dębicy w lutym 1946 roku, ich koledzy zaostrzyli walkę z opozycją.

Aresztowanie

Latem 1946 rozszyfrowana zostaje siatka Brygad Wywiadowczych w Rzeszowie – 16 września 1946 r. aresztowany zostaje Mirosław Biliński i inni działacze. Dzień później w ręce bezpieki wpada archiwum tej organizacji. Czy jest tam nazwisko Stefana Srebro czy też wymuszono je torturami na zatrzymanych? Władza ludowa dowiaduje się o jego działalności, śledztwo przeciw niemu wszczęte zostało 23 września 1946. Zatrzymany został trzy dni później, 26 września 1946 roku. Wraz z nim tymczasowo aresztowani zostali Józef Gwóźdź i Karolina Majka, będąca łączniczką Srebry z Mirosławem Bilińskim.

Rozpoczyna się seria przesłuchań. Dziś z niejednej relacji tych, którzy je przeżyli, wiemy, jak wyglądały. Brutalne bicie, tortury fizyczne i znęcanie psychiczne, były na porządku dziennym. Nie tylko z protokołów tych przesłuchań, ale także z faktu, że nikt inny nie został zatrzymany, wnosić można, że Stefan Srebro nikogo nie zdradził. Mówił tylko to, co ubowcy i tak już wiedzieli.

Zanim przejdziemy do relacji z tych rozmów, najpierw prześledźmy przesłuchanie Mirosława Bilińskiego (Andrzeja), szefa Brygad Wywiadowczych w okręgu Rzeszów.

Wysoki brunet, dobrze zbudowany

24 września 1946 r. Andrzej zostaje zapytany o Stefana Srebro (ps. Platyna). W aktach sprawy zanotowany jest taki fragment zeznań:

Srebro był właścicielem restauracji w Dębicy. Platyna przysyłał mi sprawozdania wywiadowcze 2 czy 3 razy przez właściciela sklepu w Dębicy, nazwiska ani pseudonimu nie pamiętam. (…)

Rysopis Platyny – Srebro: wysoki, brunet, dobrze zbudowany, lat około 40-tu, właściciel restauracji w Dębicy na ulicy biegnącej od stacji kolejowej do rynku. Restauracja ta znajduje się koło rynku (prawdopodobnie będzie to ulica Kolejowa).

Biliński też zeznaje to, co ubowcy już wiedzą, bo raczej mało prawdopodobne jest, by nie znał nazwiska właściciela sklepu, o jakim wspomina. Być może nawet był to całkowicie fałszywy trop.

Pierwsze przesłuchanie

Odbyło się zaraz po zatrzymaniu Stefana Srebro, 26 września 1946 roku. Prowadził je ppor. Artur Zieliński. Oto zachowane w archiwach IPN w Rzeszowie fragmenty protokołu.

Kto i kiedy Was zwerbował do pracy konspiracyjnej?

S.Srebro: W miesiącu listopadzie 1945 „Paweł” zwerbował mnie do pracy w wywiadzie i mianował mnie komendantem obwodu wywiadu na powiat dębicki. Za zadanie miałem: dawać charakterystyki osób pełniących funkcje w powiecie, począwszy od starosty, skończywszy na księżach. Dawać wypadki, szkody wskutek przemarszu wojsk. Stan partii politycznych, organizacji legalnych i nielegalnych, jednym słowem całokształt życia społeczno – polityczno – gospodarczo – wojskowego. (…)

Dla kogo pracował wasz wywiad?

S.Srebro: „Paweł” mi powiedział w czasie angażowania mnie do pracy wywiadowczej, tzn. we wrześniu 1945, że wywiad ten ma być zbudowany na wzór wywiadu angielskiego „Inteligence Serwice”. Ma to być wywiad krajowy dla celów informacyjnych, obserwacja całego społeczeństwa, zachowanie oraz stosunek wzajemny poszczególnych partii, organizacji, osób. (…)

Dziś, gdy spokojnie czytamy te i inne zeznania musimy pamiętać, że rozmowy prowadzone były rzadko bez użycia co najmniej rąk przez funkcjonariuszy bezpieki, często przesłuchujących torturowano.

Drugie, trzecie, czwarte…

Drugie przesłuchanie, 30 września 1946 przeprowadza je ppor. Marian Krawczyński, oficer śledczy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Interesuje go m.in., kto opracowywał i przepisywał raporty. Stefan Srebro wyjaśnił, że robił to sam. Kopie przechowywał, ale spalił wszystko, gdy zawiesił działalność w Brygadach Wywiadowczych.

1 października 1946 przeprowadza ppor. Marian Krawczyński pyta, do kogo ostatecznie trafiały informacje z Dębicy.

Stefan Srebro odpowiedział, że wie tylko tyle, co mu powiedział Paweł: że Brygady Wywiadowcze pozostają w ścisłym kontakcie z wicepremierem Stanisławem Mikołajczykiem z PSL.

Te słowa wcale nie ucieszyły śledczych. Owszem, trwała wówczas ostra walka z PSL i samym Stanisławem Mikołajczykiem, ale PUB szukało potwierdzenia, że BW działały na rzecz wywiadu angielskiego. A gdyby jeszcze udało się wymusić w zeznaniach, że o pracy dla Anglików wiedział Mikołajczyk, awanse przesłuchujących byłyby pewne. Ale Stefan Srebro nigdy się nie przyznał, że pracował dla wrogich, obcych wywiadów. Konsekwentnie, także w późniejszych przesłuchaniach utrzymywał, że przekazywane przez niego informacje wykorzystywane były wyłącznie w kraju.

Czwarte przesłuchanie odbyło się 9 października w Krakowie, gdzie został przewieziony. Tu liczono na informacje, które pozwolą dorwać Pawła, choć ten uciekł już z Polski do Francji. Ale ubecy o tym nie wiedzieli, zresztą Stefan Srebro też nie. Przesłuchanie prowadził chor. Zbigniew Biszek (nazwisko niewyraźne), oficer śledczy MBP w Warszawie. Oto fragment protokołu:

Czym kierowaliście się przystępując do pracy w wywiadzie?

S.Srebro: Wiedząc, że Polskie Stronnictwo Ludowe dąży do zmiany ustroju gospodarczego Państwa Polskiego, uważałem za stosowne jako sympatyk tegoż stronnictwa opozycyjnego dopomagać im przez prowadzenie wywiadu i informowanie ich w osiągnięciu zamierzonych celów.

A więc nie krył poglądów i sympatii, które śledczym mogły się nie podobać. Z drugiej strony przyznawał się do pracy na rzecz legalnej polskiej partii. Czy to mogło być przestępstwem? Wtedy tak.

25 października 1946 r., na pytanie por. Antoniego Trybusa, oficera śledczego MBP w Warszawie, Stefan Srebro wyjaśnia, że nie rozpracowywał innych nielegalnych organizacji i ich wywiadów, ponieważ nic nie wiedział o tym, by takie istniały.

To nie moje raporty

15 listopada 1946, przesłuchuje chor. Florian Mederer, oficer śledczy WUBP w Rzeszowie. Stefanowi Srebrze po raz pierwszy zostaje okazane archiwum, odnalezione w Rzeszowie, a w nim raporty z Dębicy. Ten zaprzecza, by znajdowały się tam napisane przez niego dokumenty.

Z pewnością poznał je. Ale gdyby się przyznał do autorstwa któregokolwiek raportu, zdradziłby, jakie informacje zebrał i przekazał do Rzeszowa. A tak śledczy mogli jedynie snuć domysły, zaś podejrzany utrzymywać, że jego relacje były bardziej ogólne i na temat sytuacji społecznej i politycznej, niż na przykład o kadrach milicji, czy zbrodniach nowej władzy.

Niebawem wraca do Rzeszowa, gdzie 28 listopada 1946 r. przesłuchuje go ppor. Marian Krawczyński, oficer śledczy MBP w Warszawie.

Stefan Srebro wyjaśnia, co znajdowało się w sporządzanych przez niego raportach:

W raportach pol. – społ. było: zapodane wszystkie personalne dane o członkach PPR, ich adresy, nazwiska, ilość członków PPR w powiecie i aktywność w PPR w powiecie. Te same dane w raporcie dotyczyły PPS i innych partii legalnych. Podawane były nastroje społeczeństwa i wpływ partii politycznych na ludność. W raportach ekonomiczno – gospodarczych zapodawałem ceny towarów, rozwój handlu i przemysłu, dawałem charakterystyki handlowców, rolnictwo i administrację publiczną. W punkcie raportów mniejszości narodowe zapowiadałem sprawę emigracji z tych terenów, mniejszości żydowskiej i pozbywanie się za bezcen majątków i inne.

Fragmenty przesłuchań nie oddają całości rozmów, niemal w każdej Stefan Srebro musiał od początku do końca opowiadać o swej działalności: jak się zaczęła, z kim się kontaktował, o czym informował, itp.

Oskarżony

Postanowienie o pociągnięciu do odpowiedzialności karnej wydane zostaje 18 stycznia 1947 przez oficera WUBP w Rzeszowie chor. Wacława Świderskiego. To on dzień później przesłuchuje Stefana Srebro, tym razem w charakterze podejrzanego. Ten zaprzecza zarzutowi, że pracował na rzecz obcego wywiadu Inteligence Serwice i przekazywał wiadomości stanowiące tajemnicę państwową. Wyjaśnia, że pracował w służbie informacyjnej dla czynników operacyjnych w Polsce. Ale tego, jak się wydaje, ubowcy nie przyjmowali do wiadomości, ich teza była inna – że Brygady Wywiadowcze działały dla wywiadu angielskiego.

Akt oskarżenia był wspólny, przeciwko: Stefanowi Srebrze, Józefowi Gwoździowi i Karolinie Majkowej. Zawierał stwierdzenie, że pracą Brygad Wywiadowczych kierowały czynniki zagraniczne i że Srebro wiedział, że BW pozostają na usługach obcego rządu, mimo to na pracę się zgodził. Działać miał tym samym na szkodę Państwa Polskiego.

Władza murem za… Stefanem Srebro

W kwietniu, zanim jeszcze rozpoczął się proces, do akcji wkracza Franciszka Szadzińska, siostra Stefana Srebro. Prosi o pozytywną opinię Fortunata Kurzewskiego, wówczas dyrektora Państwowej Przetwórni Mięsnej Nr 73 w Dębicy. Ten nie odmawia. Pisze, że oskarżony pracował w PPM jako kierownik zakupu, że dał się poznać jako osoba energiczna, inteligentna, dbająca o interesy zakładu.

– W najcięższym dla Przetwórni okresie, gdy walczyliśmy z różnymi przeciwnościami i cierpieliśmy na ostry brak środków obrotowych, dopomógł nam swą pracą do przezwyciężenia trudności i wydatnie przyczynił się do odbudowy i uruchomienia przetwórni składając tym swą cegiełkę do ogólnej odbudowy Polski – napisał Fortunat Kurzewski.

Ale siostra nie poprzestała na tym, o opinię poprosiła władze miejskie i powiatowe, także związki zawodowe. A tam rządzili już ludzie związani z PPR i PPS, a więc reprezentujący władzę ludową. I… żaden nie odesłał jej z kwitkiem, w tym starosta Józef Chłędowski, który był wtedy w Dębicy niekwestionowanym numerem 1.

Oto fragmenty opinii, jaką sporządził p.o. burmistrza Józef Gaber, a Chłędowski dopisał, że w całości jest zgodna z prawdą:

Zarząd Miejski w Dębicy zaświadcza niniejszym, że Ob. Srebro Stefan, zamieszkały w Dębicy przy ul. Kolejowej – zachowywał się pod każdym względem nienagannie.

W czasie okupacji niemieckiej był dobrym Polakiem i patriotą, brał czynny udział w życiu społecznym i gospodarczym miasta Dębicy, był prezesem Powiatowego Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Żołnierza Polskiego, prezesem Towarzystwa Sportowego „Wisłoka” i na każdym z tych stanowisk wywiązywał się ze swoich zadań bez zarzutu.

Wymieniony nie był nigdy karany tak sądownie jak i administracyjnie i cieszył się jak najlepszą opinią na terenie miasta Dębicy.

Podobnie jak starosta Chłędowski, opinię tę potwierdził Michał Knot w imieniu Miejskiej Rady Narodowej oraz Stanisław Stec, przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej, Feliks Grudziński, przewodniczący Związku Pracowników Zawodów Spożywczych PPM, Franciszek Molenda, przewodniczący Powiatowej Rady Związków Zawodowych.

Franciszka Szadzińska skierowała swe kroki także do Komitetu Powiatowego Polskiej Partii Socjalistycznej. Jego przewodniczący Franciszek Ziemiowski oświadczył, że Stefan Srebro swym nastawieniem politycznym zawsze równał się z poglądami demokratycznymi i cieszył się dobrą opinią wśród pracowników Przetwórni, będących członkami tej partii.

Jedno trzeba przyznać, ówczesne władze miasta i powiatu zachowały się w tej sprawie przyzwoicie. Tyle że dla śledczych, prokuratorów i sądu wojskowego, ich zdanie się nie liczyło.

Skazany

Rozprawa odbyła się 19 kwietnia 1947 roku w świetlicy WUBP w Rzeszowie przed Wojskowym Sądem Rejonowym. Przewodniczył mjr Jan Lubaczewski, skład orzekający uzupełniali kpt. Norbert Ołyński i por. Zygmunt Panas. Oskarżał mjr Stefan Kałużny. Obrońcami z urzędu byli Emanuel Weinberg i Hieronim Kowalski.

Rozprawa była szybka, wyrok napisany został niechlujnie, ręcznie i fragmentami mało czytelnie. Sędziowie nad winą oskarżonych wiele się nie zastanawiali, okoliczności łagodzących nie znaleźli.

Cała trójka uznana została winną czynów zarzucanych w akcie oskarżenia. W zasadzie ten ostatni został przepisany w uzasadnieniu.

Stefan Srebro skazany został na karę 12 lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich na okres 5 lat; Józef Gwóźdź na 10 lat więzienia oraz utratę praw na 5 lat, Karolina Majkowa na 5 lat więzienia i utratę praw na 3 lata. Sąd zastosował amnestię i na mocy ustawy z 22 lutego 1947 roku darował karę, ale tylko Karolinie Majkowej.

Taki człowiek nie może być zdrajcą

Adwokat Emanuel Weinberg wniósł apelację, w której podnosił, że oskarżonemu nie przypisano konkretnych czynów za jakie został skazany.

– Nawet uzasadnienie wyroku podobnie jak i akt oskarżenia nie wychodzą poza ogólniki – czytamy w niej.

Obrońca wskazywał, że Stefan Srebro od początku był przekonany, że działa na rzecz legalnej partii (PSL), a nie obcego wywiadu, jak uznał sąd. Wskazuje też, że żadna z kart zachowanego archiwum nie pochodzi od oskarżonego, nie da się więc ustalić jakie wiadomości przekazywał, czy naprawdę stanowiły one tajemnicę państwową i godziły w interes państwa. Analizując oświadczenia władz, związków zawodowych a nawet PPS obrońca pytał:

– Czy więc taki człowiek, tak zasłużony dla odbudowy może być napiętnowany jako szpieg i zdrajca i skazany na tak ciężką karę za błąd paru miesięcy? Czy tak drobna wina mogła przekreślić jego zasługi?.

Podkreślał, że Stefan Srebro dobrowolnie zaprzestał działalności, że z własnej woli i przekonania wrócił do normalnego życia i pracy, bez obietnicy amnestii.

– Przecież to więcej waży niż ujawnienie się na podstawie amnestii, bo jego ujawnienie się było spontaniczne, szczere, dobrowolne – podkreślił.

Ale dla ówczesnych władz nie ważyły nic ani czyny skazanego, ani słowa mecenasa. 14 maja 1947 roku Najwyższy Sąd Wojskowy pod przewodnictwem płk. Kazimierza Drohomireckiego oddalił skargę obrońcy bez rozpatrzenia. Tym samym wyrok stał się prawomocny. Podobnie było w przypadku Józefa Gwoździa.

Czytając akta tej sprawy nie sposób dojść do wniosku, że kara była nadzwyczaj surowa. Nawet jeśli się pamięta, że ówczesne sądy nie były ani sprawiedliwe, ani niezależne, że opierały swą działalność na bezprawiu, to i tak wysokość kary zdumiewa. Za poważniejsze czyny zapadały wtedy łagodniejsze wyroki, stosowano amnestię. Dlaczego nowa władza tak bała się Stefana Srebro, że postanowiła go izolować tak długo? I nie było mowy o przedterminowym zwolnieniu, aż do przełomu z roku 1956. Ale o tym za chwilę.

O łaskę dla brata

Dopiero 30 grudnia 1947 r. Stefan Srebro został przewieziony z Rzeszowa do więzienia we Wronkach.

W lutym 1948 r. Franciszka Szadzińska pisze prośbę o ułaskawienie brata, do prezydenta Bolesława Bieruta. Pisze, że jest jego jedyną siostrą. Że jej dwaj synowie zamordowani zostali w Oświęcimiu, dwaj bracia zginęli w czasie wojny.

– Same krzyże. Mam dwie córki, które cudem udało się ukryć i uchronić przed okupantem i wywozem do Niemiec. Przeżyłam wiele, wiele cierpień. Może właśnie dlatego, by wyprosić o łaskę Pana Prezydenta dla mojego ostatniego brata, którego kocham jak własnego syna, bo ja jego chowałam i posyłałam do szkoły – pisała kobieta.

Te słowa nie zmiękczyły serc sędziów w mundurach. Bieruta też nie, chociaż do niego akurat nie dotarły. Ówczesna procedura kończyła się w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Rzeszowie, gdzie prośba została odrzucona.

Tymczasem 27 sierpnia 1951 r. w szpitalu więziennym we Wronkach umiera Józef Gwóźdź. Na zapalenie płuc. Stefan Srebro choruje na to samo, co wskazuje, w jakich warunkach byli tam przetrzymywani skazani w procesach politycznych. Dla władzy ludowej najgorsi z możliwych.

Kolejną prośbę o ułaskawienie Franciszka Szadzińska pisze 18 stycznia 1952 r. Wskazuje, że brat traci w więzieniu resztki sił, za winy jakie nieświadom może popełnił już odcierpiał, a na wolności będzie jeszcze człowiekiem pożytecznym.

Wtedy, 12 marca 1952 r. do Wojskowego Sądu Rejonowego w Rzeszowie trafia opinia naczelnika więzienia we Wronkach. Pisze, że Stefan Srebro zachowuje się niepoprawnie, jest mało zdyscyplinowany, swym postępowaniem ujemnie wpływa na współwięźniów. Był dwa razy karany za wykroczenie przeciw przepisom więziennym i jeden raz za rozpowszechnianie wśród więźniów w celi wrogiej propagandy przeciw Polsce Ludowej i Związkowi Radzieckiemu. Naczelnik stwierdza, że na warunkowe zwolnienie nie zasługuje.

Sąd podzielił jego zdanie.

Trzecią prośbę o łaskę Franciszka Szadzińska pisze 11 września 1952 r. Stefan Srebro wtedy już poważnie choruje – przeszedł operację na obustronną przepuklinę, a zapalenie płuc, jakiego się nabawił, wymagało stałego leczenia w szpitalu więziennym.

I znowu naczelnik z Wronek pisze opinię, identyczną jak ta pierwsza. Podkreśla tylko, że więzień jest nadal wrogo ustosunkowany do władzy Polski Ludowej.

Wojskowy Sąd Rejonowy odrzuca prośbę siostry.

Kuszenie Leopolda Kowalskiego

Stefan Srebro odbywał karę we Wronkach, a w Dębicy ubowcy postanowili wykorzystać jego nazwisko w rozgrywce z Leopoldem Kowalskim. To pracownik PPM, działacz Armii Krajowej w czasie okupacji. Po wojnie zapisał się do PPS, ale w listopadzie 1948 roku został z niej usunięty pod zarzutem wrogiego nastawienia do Związku Radzieckiego i do nowej rzeczywistości. No i kontaktował się z klerem.

Kowalski bronił się na zebraniu PPS w Dębicy „że nigdzie nie było takiego zarządzenia, że przeciw Związkowi Radzieckiemu nie wolno nic powiedzieć”, ale to nie pomogło. Z partii usunięto go przez aklamację, co było dopiero początkiem prawdziwych kłopotów.

W marcu 1949 po raz pierwszy został pobity w Urzędzie Bezpieczeństwa, choć nie został zatrzymany. Żądano od niego, by powiedział kto z nim jeszcze działał w Armii Krajowej, ale jeszcze bardziej ubowcy liczyli na donosy na dyrektora PPM Fortunata Kurzewskiego i inżyniera Mariana Kossakowskiego. Gdy mówił prawdę, bo w istocie ani on, ani obaj szefowie fabryki żadnej tajnej działalności nie prowadzili, był kilka razy bity w Rzeszowie. Potem w Dębicy, gdzie przesłuchiwano go w… lasku koło Stomilu.

W pewnym momencie, by skłonić go do mówienia jeden z ubowców pokazał dokument podpisany przez Stefana Srebro, w którym ten przyznawał, że Leopold Kowalski był jego informatorem w WiN. To była nieprawda, w aktach Srebro nie ma najmniejszej wzmianki o Kowalskim. Ale siedział w więzieniu, nie mógł zaprzeczyć ani potwierdzić słowom śledczych. Leopold Kowalski mógł uwierzyć w ich słowa. Nie uwierzył.

– To właśnie było podstawą do szantażu na mojej osobie, bo jeśli chodzi o P. Srebrę nigdy z nim na tematy polityczne nie mówiłem i on się z tym przed nikim nie chwalił ani też nie byłem pewien, czy jego podpis jako donos na mnie był wymuszony – pisał we wspomnieniach Leopold Kowalski.

Dziś możemy przyjąć, że był fałszywy. Po pierwsze, gdyby padło w śledztwie w 1946 roku nazwisko Kowalskiego, to ubowcy nie czekaliby trzech lat, by zapukać do jego drzwi. W więzieniu zaś Stefan Srebro dał się poznać jako wróg władzy ludowej, a nie nawrócony zwolennik, tym bardziej nie zdradziłby żadnego nazwiska. Po trzecie nawet gdyby to zrobił, spotkałaby go jakaś nagroda, np. złagodzenie wyroku. Nie było o tym mowy, a jak wskazuje Tadeusz Łaszczewski w opracowaniu biograficznym więźniów politycznych z Wronek, Stefan Srebro był szykanowany przez personel więzienny (www.stankiewicz.e.pl).

Bo w celi trzymał grę

Nie poddaje się Franciszka Szadzińska, po zmianie konstytucji kolejną prośbę o ułaskawienie kieruje do Rady Państwa. Wskazuje, że brat dzięki pomocy ze strony władz więziennych został wyleczony z gruźlicy, co sprawiło, że zmieniły się jego poglądy i mógłby jeszcze dać poważny wkład w odbudowę kraju.

Ale naczelnik z Wronek (nazwisko w aktach zawsze jest nieczytelne) nie dał się nabrać na te zapewnienia. Bo jak napisał – 24 września 1953 r. – więzień jest koleżeński i utrzymuje solidaryzm, szczególnie z tymi więźniami, którzy są wrogo ustosunkowani do Polski Ludowej. Rzeczywiście, z punktu widzenia tego funkcjonariusza gorzej być nie mogło. Gdyby solidaryzował się z mordercami, może zasłużyłby na wolność.

Tym razem WSR w Rzeszowie wykazał zainteresowanie sprawą. Umiarkowanym, ale jednak. Poprosił naczelnika, by wyjaśnił, na czym polega sianie wrogiej propagandy przez Stefana Srebro.

Naczelnik odpowiada, że stało się to cztery lata wcześniej, w 1949 roku. Osadzony powiedział wtedy, że „lepiej trzymać z Niemcami, aniżeli iść na pastwę ZSRR”.

Po takim wyjaśnieniu WSR w Rzeszowie już się nie wahał i 8 października 1953 r. prośbę o ułaskawienie tradycyjnie pozostawił bez dalszego biegu. Dwa miesiące później ten sam sąd odrzuca wniosek Komisji Lekarskiej więzienia we Wronkach w sprawie udzielenia przerwy w odbywaniu kary. Dlaczego? Bo zdaniem sądu Stefan Srebro „dopuścił się przestępstwa z pobudek kontrrewolucyjnych”!

Rok późnej lekarze znowu chcą mu udzielić przerwy na leczenie. Płuca są w coraz gorszym stanie, dochodzą nowe problemy z przepukliną.

Ale co tam – dla naczelnika więzienia ważniejsze jest, że w 1951 roku więzień wykonał grę i przechowywał ją w celi. I że „jest więźniem nie załamanym i nadal tkwi we wrogiej ideologii”.

Sąd też nie przejmuje się orzeczeniem Komisji Lekarskiej z 12 października 1954 r., gdzie napisane jest, że pacjent przechodzi: okresowe bóle kłujące w klatce piersiowej, zwłaszcza po lewej stronie, okresowe kołatania serca – cierpnięcie palców kończyn górnych, ma bóle pod prawym łukiem żebrowym, trudności w chodzeniu oraz bóle w podbrzuszu w związku z przepukliną. Że na gruźlicę płuc choruje od 1952 r.

Prośba mecenasa Jana Hryckowiana, działającego z upoważnienia siostry Franciszki Szadzińskiej o przerwe na leczenie nie zostaje uwzględniona ani wtedy, ani ponowiona w sierpniu 1955 roku.

W Polsce widać już objawy odwilży. Tygodnik Po prostu staje się odważniejszy. Adam Ważyk pisze słynny wiersz o robotnikach Nowej Huty. Ale chory Stefan Srebro za kilka raportów z 1946 roku nadał musi tkwić w więzieniu. Stalina nie ma już od dwóch lat, ale Bolesław Bierut wciąż trwa u władzy.

Wrócił do Tarnowa

17 stycznia 1956 r. do Najwyższego Sądu Wojskowego w Warszawie trafia prośba mecenasa Jana Hryckowiana o poddanie wyroku z 1947 r. rewizji w trybie nadzoru sądowego. Adwokat uznał karę za zbyt surową zważywszy, że Stefan Srebro zbierał i przekazywał informacje dla organizacji działających w kraju, a nie na rzecz ośrodka zagranicznego.

Tego samego dnia więzień zostaje przeniesiony do Centralnego Więzienia w Warszawie. Jest nadzieja, że po 10 latach wróci do domu.

I rzeczywiście, na chwilę system złagodniał. 26 marca 1956 r. płk Jan Mitek, prezes Najwyższego Sądu Wojskowego, uznał karę wymierzoną Stefanowi Srebro za niewspółmiernie wysoką i wniósł do Zgromadzenia Sędziów NSW o jej złagodzenie.

Wreszcie 11 kwietnia 1956 r. zgromadzenie to uznało „że waga przekazywanych przez skazanego wiadomości nie była duża, że przeważnie miały charakter bardzo ogólny, a zatem szkoda będąca wynikiem dokonanego przestępstwa nie była znaczna”.

Karę zmniejszono do 9 lat i 6 miesięcy więzienia. Czyli dokładnie tyle, ile Stefan Srebro już przesiedział za kratami. Nakaz zwolnienia wystawiony został 16 kwietnia 1956 przez Wojskowy Sąd Garnizonowy w Krakowie.

Nie wrócił już do Dębicy. Zamieszkał w Tarnowie przy ul. Klikowskiej z siostrą, która ani na moment nie poddała się w walce o jego uwolnienie. Być może dlatego w kronikach Wisłoki znalazł się zapis, że jego dalsze losy nie są znane.

Pracował w Zakładach Jajczarsko-Drobiarskich w Tarnowie. Zmarł 3 lutego 1970 r.

Ludowa nigdy nie zapomina

Ale władza ludowa nie zapominała o swych prawdziwych i urojonych wrogach nawet po ich śmierci. 28 marca 1978 r. Wydział C Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Rzeszowie (czyli archiwum) sporządza kwestionariusz osobowy członka nielegalnej organizacji WiN Brygada Wywiadowcza Stefana Srebro. I opis jego działalności, że zbierał wiadomości stanowiące tajemnicę państwową, które w postaci sprawozdań przekazywał do okręgu w Rzeszowie.

Między innymi taką oto informację z 1946 roku:

Spelunkami konfidenckimi w Sędziszowie jest knajpa Gąsiora i knajpa Jagody, do których często zajeżdża UBP z Dębicy na libację, do tajnych spelunek należą nielegalne knajpy Bogdanowskiego i Rachwała w Rynku, handlujące zwłaszcza bimbrem.

Może, gdyby napisał, że władza raczy się nie bimbrem, ale radzieckim koniakiem, potraktowano by go łagodniej.

Ryszard Pajura

Tekst został opublikowany w grudniu 2013 roku w dodatku do Obserwatora Lokalnego pt. Obserwator. Historia lokalna, na podstawie raportów z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.

Fot. AI/Bing

Zgłoś nowe hasło

Imię *
Adres e-mail *
Zgłaszane hasło
Opis hasła